Od
ostatniego postu minął ponad
tydzień, książki się
czytają, ale na pisanie czasami czasu nie
starcza. Postanowiłam
więc zainaugurować całkiem
nowy cykl notek, które mam nadzieję,
pozwolą mi ogarnąć moje czytelnicze zapasy z samą sobą…
Kiedy czasu nie starcza na napisanie czegoś sensownego, dobrze jest chociaż wspomnieć o
tym, jak mi minął tydzień z nosem w książce..
Zacznę od
tego, że ostatnimi czasy przeczytałam sporo niezłych
pozycji, a w tym roku na plan pierwszy zdecydowanie wysuwa się literatura faktu – szok horror, to się przecież
nigdy nie zdarza! Dlatego dzisiejszy, inauguracyjny odcinek nowego cyklu
obejmie kilka książek z
ostatnich miesięcy… Nie mogę bowiem, chociaż
krótko, nie wspomnieć o książkach Bena Macintyre’a, które dostarczyły mi ostatnio wiele radości i moim zdaniem powinny być przedstawione szerszej publiczności.
Z pierwszą z
nich, „Operation Mincemeat” („Operacja Mielonka”, polskie wydanie „Oszukać Hitlera. Największy podstęp w dziejach
wywiadu”), zetknęło mnie przeznaczenie… O operacji Mielonka usłyszałam po raz pierwszy kilka lat temu, zwiedzając Bletchley Park (muzeum
Enigmy), a kiedy ostatnio obejrzeliśmy z UA „Operację Argos”, przypomniała mi się ta arcyciekawa historia, o której opowiada książka Bena Macintyre’a… Otóż w kwietniu 1943 poławiacz sardynek u wybrzeży Hiszpanii wyłowił zwłoki i walizkę zawierającą tajne dokumenty, sugerujące, że zamiast spodziewanej inwazji na Sycylię, Alianci zaatakują Grecję. Tyle tylko, że major William Martin był tak naprawdę trampem z Walii, w dodatku martwym, zanim „utonął” w morzu, a dokumenty były co do jednego fałszywe. Jednak Niemcy dali
się nabrać i Operacja Mielonka, ambitna akcja brytyjskiego kontrwywiadu, zakończyła się pełnym sukcesem. Co więcej mogę wam napisać, żeby nie psuć przyjemności lektury. Książkę Macintyre’a czyta się jak najlepszą powieść szpiegowską, i gdyby nie to, że wszystko tu jest udokumentowane, oparte na na faktach i w stu procentach
prawdziwe, można by pomyśleć, że autor nieco przesadził i dla własnego dobra powinien nieco przyhamować rozbuchaną wyobraźnię… W dodatku autor ma porywający styl, kartki same się przewracają, a do tego można się przy lekturze pośmiać. Czego chcieć więcej? „Operation MIncemeat” to
pozycja nie tylko dla miłośników historii i pozycji szpiegowskich. Polecam, polecam, polecam
wszystkim tę książkę!
Druga
przeczytana do tej pory książka Bena Macintyre’a to „Double Cross. The True
Story of The D-Day Spies” (polskie wydanie – „Wielkie oszustwo”), czyli dzieje
piątki podwójnych agentów, którzy przyczynili się do sukcesu lądowania w
Normandii. Ponownie Ben Macintyre okazał się świetnym gawędziarzem, a chociaż
sama historia nie była może aż tak wciągająca, jak „Operation Mincemeat”, to
postacie w niej występujące warte były poznania. Postacie autentyczne, których
losy (w większym lub mniejszym stopniu) wpłynęły na przebieg i wynik wojny.
Wszyscy bohaterowie są bardzo interesujący, ale na szczególną wzmiankę zasługuje
mój ulubiony Juan Pujol Garcia, pseudonim Garbo… Garbo, ha ha! Szpieg –
legenda. Człowiek, który najpierw zaproponował swoje usługi rządowi Wielkiej
Brytanii, a kiedy nic u nich nie wskórał, został niemieckim szpiegiem. Wysłany
do Anglii, zaczął przesyłać długie raporty, które były w stu procentach
zmyślone.. Pujol nie dotarł bowiem do Anglii, ale zatrzymał się w Lizbonie i to
właśnie stamtąd nadawał swoje meldunki. Zauważony wreszcie przez Brytyjczyków i
oddany pod opiekę agenta, Garbo przystąpił do tworzenia własnej siatki
wywiadowczej, która zaczęła go zasypywać informacjami przydatnymi dla Niemców.
Wśród zwerbowanych szpiegów znaleźli się gibraltarski kelner, szwajcarski
biznesmen (po jego śmierci, wdowie po nim Niemcy wypłacali rentę), grupa
walijskich nacjonalistów… Wszystkich tych agentów łączyła jedna rzecz – byli
oni całkowicie zmyśleni…!
„Double
Cross”, jak już wspomniałam, to historia siatki szpiegowskiej, świetnie się tę
pozycję czyta, chociaż w porównaniu z poprzednią książką Macintyre’a nie ma tu
już tej powieściowej narracji. Za to są interesujące fakty z historii
angielskiego kontrwywiadu, fascynujące losy agentów i humor. Do tego muszę
wspomnieć i o polskim wątku, bo jeden z ważnych szpiegów (pseudonim Brutus),
był Polakiem. Co prawda wydaje mi się, że Macintyre nie miał o nim zbyt
wysokiej opinii, ale mimo wszystko jego losy to kawałek polskiej historii,
bardzo zresztą ciekawy.
No proszę,
miało być krótko i zwięźle, ale widać się nie da. Mam nadzieję, że kogoś
zachęcę tą notką do przeczytania książek Macintyre’a. Ja mam w planach jego
kolejną książkę – „Agent ZigZag”, opowieść o Eddiem Chapmanie, kolejny
podwójnym agencie. A do tego kilka książek lekkich, łatwych i przyjemnych i
zdecydowanie nie opartych na faktach. Pozdrawiam wszystkich w ten świąteczny dzień i życzę wszystkim
przyjemnego czytania.