niedziela, 8 czerwca 2014

Postmodernistyczny detektyw w Nowym Jorku ("The New York Trilogy" - Paul Auster)

Puk, puk! Czy ktoś z was czytał może książki Paula Austera? Autor zbiera same pochwały wśród literackich krytyków jako jeden z największych amerykańskich prozaików, a jego książki są tłumaczone na liczne języki. Nie jest to pisarz, po którego powieści miałam ochotę sięgnąć, ale "The New York Trilogy" ("Trylogia nowojorska") była najnowszą lekturą omawianą na spotkaniu klubu czytelniczego, do którego się przyłączyłam, zachęcona przez moją dawną znajoma z pracy, która (choć obecnie na emeryturze!), prowadzi ten klub od czternastu lat w jednej z naszych bibliotek. No cóż. Postanowiłam zmierzyć się z Amerykańską Powieścią i podzieliwszy książkę na łatwe do strawienia fragmenty, przeczytałam ją w samą porę na spotkanie klubu w zeszły piątek. 

Wrażenia po lekturze powieści Austera mam zdecydowanie mieszane. Z jednej strony - ""Trylogia nowojorska" wciąga jak porządny kryminał, z drugiej - po przeczytaniu książki doszłam do wniosku, że chyba niczego z tego nie zrozumiałam... "The New York Trilogy" składa się z trzech opowiadań , które klasycznej powieści detektywistycznej nadają nowe (postmodernistyczne?) znaczenie. To, co zaczyna się jak dobry, klasyczny kryminał noir (omyłkowy telefon sprawia, że autor kryminałów podejmuje niecodzienne śledztwo, wynajęty detektyw śledzi pewnego mężczyznę, krytyk literacki zajmuje się spuścizną literacką zaginionego przyjaciela z dzieciństwa), po chwili traci wszelkie podobieństwa do tego gatunku, stając się w pewnym sensie jego zaprzeczeniem. Postacie zamiast odnajdować poszukiwane osoby same się gubią, sprawy pozostają nierozwiązane, na czytelnika zamiast rozwiązania zagadki czeka milion pytań, które pojawiają się po zakończeniu lektury. Zamiast typowej powieści detektywistycznej Auster serwuje czytelnikowi literacką zabawę konwencją, sczepiając opowiadania siateczką powiązań, takimi jak znane już czytelnikowi nazwiska, rekwizyty, miasto, w którym toczy się akcja opowiadań (chociaż moim zdaniem akcja mogłaby się toczyć gdziekolwiek),  a także postać samego autora (bardzo postmodernistyczne zjawisko, moim zdaniem)...  I chociaż "The New York Trilogy" czytało mi się niespodziewanie dobrze, zupełnie jak wciągający kryminał, okazuje się (nie po raz pierwszy), że z postmodernistyczną literaturą amerykańską chyba mi jednak nie po drodze. Nie tylko zdecydowanie wolę "porządne" kryminały, w dodatku nie jestem pewna, czy udało mi się zrozumieć, co Autor Przez To Chciał Powiedzieć...

"The New York Trilogy" Austera polecam tym, którzy maja ochotę na literacką zabawę konwencją, natomiast miłośnicy powieści detektywistycznych z porządnym zakończeniem uprzedzam, że na Austerze mogą się srodze zawieść...

PS. Miło jest wrócić w domowe pielesze. Mam nadzieję, że uda mi się tu pojawiać częściej. Czytanie nadal jest dla mnie ważne, a Mini Ulubionego Anglika mam zamiar wychować na książkowego molika. Nie jestem pewna, czy pojawią się tu jakieś recenzje książek dla dzieci, bo chociaż MUA już teraz zdradza książkowe ciągoty, to minie chyba sporo czasu, zanim uda mu się napisać jakąś recenzję... Natomiast bardzo chętnie przyjmiemy wszelkie sugestie dotyczące lektur dla MUA. Co prawda mam dostęp do polskich książek dość ograniczony, ale wiele książeczek dostępnych tutaj nada się do naszej wspólnej lektury po polsku.

10 komentarzy:

  1. Kilka lat temu miałam ambitne plany związane z Austerem, ale najpierw przeczytałam jego najprawdziwszy kryminał - "Nieczyste zagranie". Rewelacyjna książka, trochę w stylu noir, a przede wszystkim w stylu Raymonda Chandlera. I niestety na tym jednym dziele się skończyło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ciekawi mnie, czy ta powieść to możę eksperyment, czy też autor tak pisze. Bo jeśli to pierwsze, to sięgnę po inne, a jeśli to drugie, to chyba podziękuję...

      Usuń
  2. Postmodernizm amerykański to chyba też nie dla mnie...Mini Ulubiony Anglik jest po prostu przecudowny! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie z postmodernizmem jest nie po drodze... Nic a nic z niego nie rozumiem... :D

      Usuń
  3. Ja również od Austera trzymam się z daleka i raczej tak pozostanie. Co do książeczek dla dzieci, to jest ich taki wybór i takie cudne, że ah..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A masz jakieś konkretne książki na myśli może? Zależy mi na rekomendacjach...

      Usuń
  4. Ja tez przeczytalam "NY Trilogy", juz pare lat temu, i przyznam, ze nic z niej nie pamietam, poza tym, ze byly to 3 opowiadania i ze dobrze sie czytaly... Natomiast duze wrazenie zrobil na mnie "Moon Palace". Na pewno nie sympatyzowalam z bohaterem, postacia totalnie zagubiona (moim zdaniem), z tych, ktorych ma sie ochote potrzasnac i krzyknac "Act your age!". Ale ksiazka zrobila na mnie pozytywne wrazenie. Moze wszystko zalezy od momentu w zyciu.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Możę... Ktos podczas omawiania tej książki powiedzial, że gdyby przeczytali ja jako nastolatek napewno pomyśleliby, że to niesamowita książka. Teraz nie zrobiła na nich wrażenia... Mnie najbardziej ciekawi to, że opowiadania czytało się bardzo dobrze, tylko czym bliżej końca tym miałam wrażenie, że mniej rozumiem...

      Usuń
  5. Brzmi ciekawie, nietypowo - może się skuszę na tego Austera..
    pozdrawiam serdecznie
    tommy z Samotni

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Skuś się, skuś, ciekawe jak NY Trilogy byś odebrał...

      Usuń