The Boy Next Door to literacki debiut Irene Sabatini, nominowany do nagrody Orange dla nowych pisarzy (Orange Award for New Writers). Autorka pochodzi z Zimbabwe i tam też rozgrywa się akcja tej powieści.
The Boy Next Door to historia trudnej znajomości i równie trudnych związków, opowieść o dorastaniu w niespokojnym kraju i o wyborach, które trzeba w życiu dokonać. Pierwsze zdanie powieści jest elektryzujące: „Dwa dni przed moimi czternastymi urodzinami, syn moich sąsiadów podpalił swoją macochę”. Lindiwe Bishop, narratorka powieści, jest zafascynowana swoim białym sąsiadem, Ianem McKenzie, i kiedy zostaje on zwolniony z więzienia, zaprzyjaźnia się z nim w tajemnicy przed rodzicami. Ich znajomość rozwija się powoli, aż nagle chłopak wyjeżdża do RPA. Ten krok zmienia diametralnie ich stosunki, i kiedy spotykają się ponownie po sześciu latach, nic już nie jest proste.
Wiele mogłabym pisać o tej książce i problemach, z jakimi się zmaga, bo zrobiła na mnie naprawdę wielkie wrażenie, ale nie chcę ujawniać zbyt wiele szczegółów. Powieść przedstawiona jest w czterech odsłonach, a przerwy w narracji służą ukazaniu zmian jakie powoli zachodzą nie tylko we wzajemnych stosunkach między głównymi bohaterami, ale i w samym Zimbabwe. Niepewna sytuacja polityczna, rozruchy społeczne stanowią ciekawe tło powieści, a kiedy w dodatku czytelnik uświadomi sobie, że problemy z jakimi boryka się Zimbabwe są niestety wciąż aktualne i jak najbardziej prawdziwe, książka zyskuje nowy wymiar.
Niewiele wiem o historii Zimbabwe, i muszę przyznać, że zaważyło to na odbiorze powieści. Kiedyś czytałam świetną powieść, The Voluptuous Delights of Peanut Butter and Jam (Smak dżemu i masła orzechowego) Lauren Liebenberg, opowiadającą historię dwóch sióstr dorastających w latach 70 ubiegłego wieku w Rodezji, kraju, który potem przekształcił się w Zimbabwe. Była to niezapomniana książka, dlatego nie mogłam się oprzeć porównaniom. W powieści Lauren Liebenberg (również nominowanej do tej samej nagrody w 2008 roku) autorka zamieściła słowniczek słów i wyrażeń slangowych pochodzących z języka afrikaans i dialektów afrykańskich. Tego brakowało mi w książce Irene Sabatini. Mimo iż autorka również używa slangu, znacznie trudniej było mi zrozumieć o co właściwie chodzi, bo nic nie było tłumaczone! Miałam też trochę problemów z rozszyfrowaniem akronimów nazw partii, musiałam poczytać trochę o historii Zimbabwe, żeby lepiej zrozumieć tę książkę, ale myślę, że warto było poszerzyć swoje horyzonty, bo powieść jest tego warta.
Nie jest to ksiązka doskonała, ma swoje słabsze momenty, czasem, moim zdaniem, niezbyt wiarygodne, ale uważam, że Sabatini świetnie przedstawiła tło społeczne tej powieści. Zimbabwe w jej powieści to kraj jej dzieciństwa, sama autorka przyznaje, że Bulawayo, miasto jej dzieciństwa, miejsce, w którym rozgrywa się część powieści, po prostu płynie w jej żyłach. Jestem pewna, że część opisów autorka czerpała ze swoich wspomnień. Podobno zaproponowano jej napisanie autobiografii o dzieciństwie spędzonym w Rodezji/Zimbabwe, ale odmówiła. Zamiast tego mamy świetną powieść, debiut, który mam nadzieję będzie początkiem wspaniałej kariery pisarskiej. Duże brawa. Polecam gorąco.
Jak przypuszczam jest to książka "ze smaczkiem", daleko-południowym klimatem, który warto zakosztować choćby z tego powodu, że jest tak mało wciąż znany... A może to wina samych twórców tamtego regionu? Tak mało ich.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam serdecznie :)
napisał: anhelli-anhelli 2010/06/04 12:52:18
Anhelli, witam. Mało czytam powieści afrykańskich pisarzy, na tę książkę trafiłam tylko dzięki temu, że została nominowana do nagrody Orange dla debiutów literackich. Na pewno chciałabym przeczytać więcej książek, których akcja rozgrywa sie w Afryce, najlepiej napisanych przez afrykańskich pisarzy, ale tyle mam do czytania, że wyszukiwanie nowych książek to w tym momencie samobójstwo - nigdy nie zdołam ich przeczytać!! Co nie znaczy, że nie powinnam sie tym zainteresować - wypada mi znać książki, nawet jeśli ich sama nie przeczytam... Hmmm...
napisał: dabarai 2010/06/08 17:44:42