Co bym nie napisała
o „Hardej” Elżbiety Cherezińskiej, i tak zdawać mi się będzie, że nie potrafię
oddać wystarczająco swojego zachwytu. Jej powieści od kilku lat sprawiają, że
szybciej bije mi serce – a od pierwszego spotkania z „Koroną...” Piastowie
zawładnęli moją wyobraźnią i po prostu nie dość mi książek o pierwszych
władcach Polski. Kiedy więc jakiś czas temu ukazała się ekscytująca wiadomość,
że Elżbieta Cherezińska napisała kolejną książkę, podstępnie namówiłam moją
biedną rodzicielkę do kupienia książki w dniu jej premiery (ach, za to właśnie
uwielbiam mojego kindelka!), niecierpliwie przeczekałam dzień pełen
przeszkadzaczy i wieczorem wsiąkłam w lekturę. Nie wychynęłam ze świata „Hardej”
dopóki jej nie skończyłam. Szkoda, że te 600 stron minęło tak szybko, ale za to
pocieszam się tym, że we wrześniu wyjdzie jej kontynuacja, czyli „Królowa”.
Ad rem, zatem,
spróbujmy opisać to, co mi się w tej książce podobało… Po pierwsze to, że
dotyczy okresu w historii Polski, o którym właściwie mało wiadomo, a większość informacji
pochodzi niejako z drugiej ręki – a mimo tego autorce udało się utkać z
pojedynczych nici piękną opowieść – tu i ówdzie wypełnioną własnymi
wyobrażeniami, tu i tam wymyśloną na nowo, ale w każdym względzie porywającą. Początki
naszego państwa, rosnąca potęga księstwa leśnych polan (a propos, piękna jest ta
interpretacja pochodzenia nazwy naszego państwa), polityczne machinacje Mieszka i Bolesława
– takie powieści sprawiają, że można być dumnym z naszej historii. A czego w
tej opowieści nie ma – jest chrzest, którego przyjęcie jednym ruchem
przestawiło pionki na szachownicy politycznej naszego zakątka Europy, są i
ambicje polityczne ojca i syna, którzy odważyli się sięgnąć dalej, niż ich
przodkowie, są i polityczne przymierza, w których targuje się własną rodziną, a
przede wszystkim największym atutem – córkami. Dzięki córkom, traktowanym
właściwie jako część ruchomego majątku, można osiągnąć wiele, można umocnić
swoją pozycję na granicy kraju, zadbać o zbrojne wsparcie i pomoc przeciwko wspólnemu
wrogowi. Nic więc dziwnego, że Cherezińska poświęca najwięcej miejsca tym,
którym dedykuje swoją powieść – „bezimiennym zapomnianym księżniczkom
piastowskim”.
Świętosława i Olav? |
Tak więc po
drugie – bohaterowie. Mimo iż tytuł zakłada, że główną bohaterką jest
Świętosława, to ucieszyło mnie wielce to, że historia zaczyna się od Mieszka, a
głos zabiera w niej także Bolesław (od razu stwierdziłam, że muszę znowu przeczytać
„Grę w kości”, żeby sobie odświeżyć jego historię i rolę odegraną w historii Polski
– wszak niektórzy bohaterowie pojawiają się w obu książkach, a Piastów nigdy nie
za wiele!), jego dwie przyrodnie siostry (licentia poetica, być może, ale
bardzo wiarygodna i jak najbardziej dodająca historii smaczku), Olav, Sven i
oczywiście Świętosława. Ach, ta Świętosława! Żałuję, że mało (zupełnie nic?)
mówi się o niej na szkolnych lekcjach historii. A przecież to właśnie opowieści o interesujących
postaciach mogą sprawić, że nasza historia wyda się wreszcie ciekawsza, łatwiejsza
do zapamiętania, bardziej swojska a jednocześnie jak najbardziej fascynująca.
Świętosława to właśnie taka postać – córka i siostra władcy Polski, która
znalazła sobie miejsce w skandynawskich sagach, jako królowa Szwecji, Norwegii,
Danii i Anglii. Wielka szkoda, że właściwie wiadomo o niej tak mało, że wśród
historyków trwają spory, czy w ogóle istniała, czy nie pomylono jej z innymi
kobietami z tamtego okresu, czy jej imię naprawdę brzmiało Świętosława, Sigrida
Storrada, Harda Królowa. Cherezińska daje Świętosławie głos, a także ciało z
krwi i kości. Daje jej siostry, mężów, dzieci i dwa dzikie rysie, każe kochać, nienawidzić,
buntować i godzić się z losem. Czyni ją zatem w oczach czytelników tak wielce
prawdziwą, jakby jej pochodzenie nie pozostawiało ani cienia wątpliwości, jakby
była to jedna z najlepiej znanych postaci średniowiecza. I chwała jej za to, bo
dzięki temu powieść ma (tak jak i pozostałe!) ten nieuchwytny i jeden w swoim
rodzaju klimat.
No i wreszcie po
trzecie - klimat. Najtrudniejsze do
opisania w recenzji książki nieuchwytne coś, co sprawia, że po książki Elżbiety
Cherezińskiej będę sięgać w ciemno. Klimat, czyli sposób, w jaki autorka wciąga
czytelnika w sam środek fabuły, w środek akcji, stawia mu przed oczami rząd
postaci i mówi: „Wybieraj. Kto ci się najbardziej
podoba? Na kogo głos będziesz niecierpliwie czekać? Kto cię urzecze? Kto
zasmuci? Które sceny i dialogi cię zachwycą, które rozbawią? Uważaj na
jastrzębia i rysie, bo mogą cię podrapać.” Jest coś w tych piastowskich
opowieściach takiego, że oderwać się od nich nie można. Nie ma tu co prawda
obecnego w Odrodzonym Królestwie pierwiastka magicznego, ale kto wie? Wszak to
dopiero początek historii Polski, a nuż jastrząb Mieszka i rysie Świętosławy
to zapowiedź czegoś więcej?
Należałoby jakoś zakończyć ten pochwalny elaborat, żeby było i
konstruktywnie i z puentą i zachęcająco. Ni jak nie potrafię. Czytajcie książkę, sami
przyznajcie mi rację. A ja będę teraz czekać do września na „Królową”, żeby po
raz kolejny zanurzyć się w piastowskiej historii. Odświeżę sobie też zapewne znajomość
z resztą dynastii z Odrodzonego Królestwa. A potem to już mi tylko jedno
pozostanie, będę dręczyć autorkę. Pani Elżbieto, ja bardzo proszę się
pospieszyć z pisaniem. Pani książki mi się kończą, co ja będę czytać, jak już
przeczytam te trzy co mi zostały???