sobota, 3 lipca 2010

Millenium - Stieg Larsson



Trylogia Stiega Larssona to jedna z najbardziej bestsellerowych serii ubiegłego roku, zbierająca pozytywne recenzje na całym świecie, tłumaczona na wiele języków, uwielbiana przez czytelników na całym świecie... Trzy książki, które autor złożył u wydawcy tuż przed swoją niespodziewaną śmiercią. Trylogia, która już zyskała kultowy status – przeczytałam ją wreszcie. I jakoś nie wzbudziła we mnie straszliwych emocji... Podobała mi się. Ale nie powaliła mnie na kolana. Nie zachwyciła.
Czuję, że muszę się wytłumaczyć...
Po pierwsze: bardzo lubię kryminały. Ale niestety, nie te polityczne... Dlatego przydługie miejscami wynurzenia autora na tematy szwedzkiego systemu karnego i polityczne dywagacje znudziły mnie nieco.
Po drugie: tom pierwszy, The Girl with the Dragon Tattoo (Mężczyźni, którzy nienawidzą kobiet) podobał mi się najbardziej. Dziennikarz Mikael Blomkvist zostaje wynajęty przez Henrika Vangera, bogatego udziałowca, do napisania historii jego rodziny. Jest to jednak przykrywka, a prawdziwym zadaniem dziennikarza jest rozwiązania tajemnicy zniknięcia bratanicy Vangera, Harriet. W poszukiwaniu rozwiązania zagadki sprzed czterdziestu lat pomaga mu Lisbeth Salander – aspołeczna, ubezwłasnowolniona hakerka z problemami. Ta książka zrobiła na mnie największe wrażenie, fabuła było ciekawa, zakończenie odpowiednio zaskakujące, bohaterowie nowi i ciekawi. „Porządna robota, ciekawe, o czym będzie tom drugi” pomyślałam i pognałam mojego Ulubionego Anglika po dwa następne tomy do biblioteki. I tu popełniłam błąd. Wypożyczyłam te dwa tomy w twardej oprawie.
Tak więc po trzecie: nie dało ich się wszędzie nosić. Były zdecydowanie za ciężkie. Za grube. Przydługie. Nie mogłam ich wszędzie nosić, i to też przyczyniło się do tego, że czytałam te książki strasznie długo i powoli... Tom drugi, The Girl Who Played with Fire (Dziewczyna, która igrała z ogniem) był moim zdaniem najsłabszy. Główną bohaterką jest Salander – dowiadujemy się więcej o jej przeszłości, jej problemach i to wokół niej, a nie Blomkvista, skupia się akcja powieści. Lisbeth Salander jest nietypową bohaterką, i to mi się w niej podobało w poprzednim tomie, ale w tej części jej historia wydawała mi się nieco naciągana. I zdecydowanie przydługa.
I tu, po czwarte: może była to wina pogody i panujących tu ostatnio upałów, które powodują, że mój mózg się poddał... gdyż tom trzeci, The Girl Who Kicked the Hornets' Nest (Zamek z piasku, który runął), który zaczęłam natychmiast po zakończeniu poprzedniej części i który stanowił bezpośrednią jego kontynuację (akcja zaczęła się dokładnie w momencie, gdy skończył się poprzedni tom), wydał mi się straszliwie przegadany. Zbyt dużo wątków pobocznych, zbyt dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności, przegadane moim zdaniem fragmenty... Jednak zakończenie było satysfakcjonujące i szczęśliwie nie zostawiło zbyt wielu nierozwiązanych wątków.
Podsumowując – cieszę się, że przeczytałam Millenium, była to ciekawa lektura i polecam ją miłośnikom thrillerów politycznych! Nie były to moim zdaniem wybitne książki, ale szkoda, że autor nie stworzy już dalszych części i postaci Salander i Blomkvista nie pojawią się już na kartach dalszych tomów...

1 komentarz:

  1. pharlap
    2011/10/05 07:07:41
    Przejrzałem kilka polskich blogów na temat tej ksiązki i ucieszyłem sie, ze polscy czytelnicy nie są tak entuzjastyczni jak reszta świata. Czyli jabłko nie upadło tak daleko od 70-letniego drzewa.
    dabarai
    2011/10/05 23:36:40
    Pharlap - mnie osobiście książka podobałaby się bardziej, gdyby mniej było polityki i nudnych fragmentów, które były zupełnie niepotrzebne. Czyli, gdyby książki były mniej przegadane.

    pharlap
    2011/10/05 07:07:41
    Przejrzałem kilka polskich blogów na temat tej ksiązki i ucieszyłem sie, ze polscy czytelnicy nie są tak entuzjastyczni jak reszta świata. Czyli jabłko nie upadło tak daleko od 70-letniego drzewa.
    dabarai
    2011/10/05 23:36:40
    Pharlap - mnie osobiście książka podobałaby się bardziej, gdyby mniej było polityki i nudnych fragmentów, które były zupełnie niepotrzebne. Czyli, gdyby książki były mniej przegadane.

    OdpowiedzUsuń