niedziela, 24 lutego 2013

Niedzielne czytanie (i marudzenie)

Muszę się wam, kochane Mole Książkowe, z czegoś zwierzyć. Otóż w tym tygodniu po raz pierwszy dokonałam rzeczy wydawałoby się niemożliwej - wybrałam z półek około piętnastu książek, które przeczytałam i nie miałam zamiaru do nich wracać i - uwaga!! - zaniosłam je do charity shopu... No dobrze, nie zaniosłam, tylko poprosiłam Ulubionego Anglika, żeby to za mnie zrobił. Całkiem rozsądne posunięcie, bo przecież gdybym poszła sama, to na pewno coś bym kupiła, bo przecież właśnie zrobiłam miejsce na nowe książki, prawda...? Cóż, nie wyjaśniłam wam tylko, że przyczyną tak radykalnej decyzji był stos książek, który niepostrzeżenie zaczął pokrywać stół w kuchni... Wtedy to właśnie zdecydowałam się coś zrobić, bo jednak chciałabym bym przy tym stole jeść posiłki... 

Jestem w pełni świadoma tego, że są wśród nas osoby, które od dawna już wymieniają się książkami, oddają je do bibliotek, potrafią się rozstać z niektórymi tytułami, zadecydować, co warto jest mieć, a co było tylko przygodą na jeden raz. Ja jednak wciąż należę do czytelników z gatunku gromadzących, więc rozstawanie się z przeczytanymi lekturami nadal jest dla mnie czymś zupełnie nowym. Ma to wiele wspólnego z tym, że ja bardzo lubię wracać do przeczytanych książek. Fakt, robię to zdecydowanie rzadziej niż kiedyś, ale są takie chwile, że chce się czytać tylko znane, ulubione i znane pozycje... Dochodzę do wniosku, że częstsze powtórki były spowodowane tym, że kiedyś, w zamierzchłych czasach, po prostu nie miałam tylu czekających na czytanie książek. (Tak wiem, niemożliwe, niech mnie ktoś uszczypnie!) Jak jest teraz, sami wiecie, jeśli od czasu do czasu zaglądacie na mój blog - stosy książek piętrzą się i zalegają, a biedny książkochłon tylko się ślini, zamiast czytać. (Mała dygresja - jeśli oglądaliście kiedyś "Władcę Pierścieni" to na pewno pamiętacie Golluma i jego "my precioussssss" - dokładnie tak się czuję patrząc na moje półki książek, gładząc miłośnie okładki i drżącymi rękami otwierając dziewicze strony książek... Jednym słowem pełna perwersja.) Nadchodzi jednak czas zmian! Zmian niezbyt radykalnych, to prawda, ale niemniej ważnych. Postanowiłam bowiem przeszukać moje półki, znaleźć kupione kiedyś książki, co do których nigdy nie byłam pewna (tak, tak, zdarzają mi się też i takie zakupy, przeważnie w charity shopach, książki, które błysną okładką, wskoczą do torby, a dopiero w domu pokażą swoje prawdziwe oblicze...), przeczytać je i potem bez bólu się z nimi rozstać. 

Zanim jednak ten radykalny plan uda mi się zrealizować sporo czasu pewnie upłynie, bo przecież wciąż ważniejsze pozycje czekają cierpliwie na swoją kolejkę. Wszak - ach! - nie zawsze jest się na urlopie... ! Przyznaję, że mijający tydzień był dla mnie wyjątkowo łaskawy. Udało mi się przeczytać sporo, bo aż cztery książki - cóż, jednak urlop (nawet urlop połączony z denerwującym katarem) sprzyja czytaniu! I chociaż mam wolne jeszcze dziś i jutro, to już tak jakoś żal mi tego błogiego wolnego czasu... Ech. Z ciężkich westchnieniem żegnam się z wami i zabieram się za czytanie "Gone Girl" Gillian Flynn. Jest to pierwszy thriller od dłuższego czasu i jak na razie wygląda całkiem, całkiem. Życzę wam wszystkim przyjemnej, czytelniczej niedzieli i zapraszam do dzielenia się swoimi lekturami!

21 komentarzy:

  1. Podziwiam!Ja jeszcze nie potrafię się rozstać ze swoimi książkami, kupuję nałogowo i zatrzymuję je u siebie...Jestem zdecydowanie bibliofilem...nawet z bibliotek nie lubię wypożyczać!pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja lubię i mieć i pożyczać na krócej. Są takie książki, co do których mam wątpliwości, czasem wolę pożyczyć, kupić mogę zawsze.

      Usuń
  2. Miałam kiedyś ciężki okres w życiu (finansowo oczywiście), kiedy to z bólem serca zdecydowałam o rozstaniu z parunastoma książkami, by sprzedać je w antykwariacie. Nie uwierzysz, ale dosłownie KAŻDEJ Z NICH potem pożałowałam... Od tej pory wystrzegam się wydawania książek - zrozumiałam, że prędzej albo później nadejdzie ich czas.
    Oczywiście inna jest sytuacja, gdy książkę przeczytasz i stwierdzisz, że raczej do niej nie wrócisz niż gdy wydajesz nieprzeczytaną, tak na oko... życzę więc wytrwałości na nowej drodze życia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To chyba ze mną coś nie tak...bo nawet nie oddaję tych do których wiem, że nie wrócę...chociaż chyba i tak zrobiłam krok na przód, bo kryminały kupuję już tylko na kindla.

      Usuń
    2. Czasem po prostu z bólem serca TRZEBA. Ale szczerze mówiąc jakoś nie chce mi się wierzyć, że nagle zmienię zwyczaje i zacznę się robić super oszczędna i selektywna...

      Ola - a widzisz, kupowanie książek na kindla to już jakiś start...

      Usuń
  3. Ja w zeszłym roku dojrzałam do tego, żeby część książek oddać na wymianę. W ten sposób też oczyściłam regały. Nie mam niestety dużo miejsca na książki, przez całe życie mieszkałam w pokoju, gdzie praktycznie nie było wolnej przestrzeni. Po remoncie ta przestrzeń jest, regał jest średni z niewielką opcją rozbudowania, ale na razie się przed tym bronię. Nie mogę powiedzieć, że nie żałuję, że oddałam te ksiązki. Od czasu do czasu patrzę na półki i myślę sobie, że mogło być ich więcej, ale to mija.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Widzisz, nie za bardzo mi chodzi o wymienianie się, bo zwykle i tak mam to, co chcę. A to czego nie mam ciężko zdobyć... Ja w Polsce też jakoś tez mniej kupowałam, to tu się rozbestwiłam. A miejsca, niestety przestało przybywać...

      Usuń
  4. Też właśnie dojrzewam do tego radykalnego kroku. Powoli przeglądam półki i wyławiam to po co już na pewno nie sięgnę.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No to powodzenia, mnie jakoś trochę to czasu zajęło...

      Usuń
  5. Zazdroszczę Ci, że masz jeszcze jutro wolne, ja już niestety nie. :(
    Rozterki Golluma rozumiem doskonale, sama je przeżywam. W tej chwili muszę też wybrać kilkanaście książek do rozstania na zawsze i przychodzi mi to z wieeeelkim trudem. :( Niestety, z przyczyn logistycznych to jest konieczne. Ciągle napływają nowe nabytki, a z miejscem na ich przechowywanie coraz bardziej krucho.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Otóż to, ja jednak nie chcę dopuścić do tego, żebym musiała zastawiać kaloryfery i okna... :) Wolę jakoś się spróbować powstrzymać...

      Usuń
  6. Dwa razy robiłam czystki, raz po urodzeniu dziecka, kiedy nie miałam pieniędzy; drugi, kiedy emigrowałam i wszystkiego zabrać nie mogłam. Od tej pory, co jakiś czas czegoś szukam, orientuję się, że oddałam i wpadam w dół.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja niestety nie liczę tony książek u mamy.. Po prostu o nich nie myślę! Jak Scarlet O'Hara... Lubię mieć zaplecze. Ale zapomniałam wspomnieć, że już się właściwie kilka razy pozbyłam książek, angielskich, które zapychały miejsce u mamy, ona ich czytać nie mogła, ja nie chciałam. Za to niektóre książki to broń boże się pozbyć, chyba bym się zajęczała!!!

      Usuń
  7. Ja z kolei bardzo często i chętnie wymieniam się książkami, głównie na portalach czytelniczych. Nie przywiązuję się do książek (no, może poza kilkoma wyjątkami, których nie oddam nigdy). Część książek dwa tygodnie temu zaniosłam do biblioteki na specjalną półkę, gdzie można zabierać książki do domu na tzw. 'na zawsze', lub dzielić się swoimi. Po dwóch dniach nie było już po nich śladu :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A widzisz, ja się przywiązuję, ja chcę do nich wracać, lubię jak znajomi pożyczają... Ja swoje wyniosłam do charity shopu, zostaną sprzedane na jakiś dobry cel.:)

      Usuń
  8. Uhm, rozumiem Cię. Rozstać się z książkami jest trudno. Właśnie nad tym pracuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No widzisz, ja myślę, że nie wszyscy rozumieją ten ból, że od czasu do czasu książkochłon po prosu musi się książek pozbyć, chociaż mu serce się kraje. :)

      Usuń
  9. Ja lubię książki mieć. Ostatnio sprytnie przestawiam je na półkach, niektóre układam poziomo w stertki i zyskuję w ten sposób miejsce na nowe. Niedawno kupiłam 7 książek na wyprzedaży w bibliotece (za 2,5 funta!!!), ale na razie leżą one w wielkim stosie na parapecie, przeznaczonym do książek "do przeczytania". Niedługo nie będę mogła wyglądać przez to okno... jest tam też 6 książek z biblioteki i masa książek nabytych wcześniej. Udało mi się odłożyć dwie do oddania do charity shopa..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ach, drrroga Justyno, też przeszłam te fazę, też upychałam poziomo, na krzyż, w poprzek, aż wreszcie i tak miejsca przestało wystarczać. Stąd decyzja bardziej radykalna. :)

      Usuń
    2. A nie rozdajesz znajomym? Ja czasem pokazuję przyjaciółkom co mam na zbyciu i zawsze coś tam któraś weźmie. Czasem zawożę też do Polski dla koleżanek czytających po angielsku. Lubię, jak książki krążą po ludziach ;)

      Usuń
    3. Nie, znajomym pożyczam... Bo też pożyczam głównie polskie, a tych się nie pozbywam. Znajomym wolę kupować książki. :)

      Usuń