Narratorką "A Kind of 
Intimacy" jest Annie, która właśnie wprowadziła się do nowego domu i 
próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Annie jest samotna, otyła i 
obsesyjnie zainteresowana swoim najbliższym sąsiadem, Neilem. Wierzy, że
 pomiędzy nimi istnieje specjalna więź, że już niedługo ich znajomość 
przerodzi się w coś poważniejszego. Tymczasem Annie stara się poznać 
swój obiekt westchnień, dowiedzieć się o nim jak najwięcej, pozyskać 
jego względy. Co prawda Neil ma już dziewczynę, Lucy, a nawet z nią 
mieszka, ale nasza bohaterka jest przekonana, że gdy tylko poznają się 
lepiej, Lucy odejdzie w niepamięć. Póki co, Annie studiuje romanse i 
poradniki, które mają jej pomóc w osiągnięciu "pewnego rodzaju 
zażyłości" z jej wybrankiem...
Jenn Ashworth powołała 
do życia pełnokrwistą, ciekawą bohaterkę, która nie tylko potrafi 
zaskoczyć czytelnika, ale też zmusić go do myślenia – jak cienka granica
 dzieli żałosną, godną współczucia postać od okrutnej socjopatki? 
Czytelnik musi sam odpowiedzieć na to pytanie...
Annie jest naiwna, 
szokująco błędna w interpretacjach ludzkich działań i gestów, a do tego 
zupełnie nieprzystosowana społecznie. Nie potrafi się odnaleźć w 
zwykłych, codziennych sytuacjach – z rozmów z innymi ludźmi wyciąga 
zupełnie błędne wnioski, ignoruje oczywiste sygnały, a ponadto 
przypisuje słowom i czynom innych zbyt wielkie znacznie – uprzejmość i 
życzliwość odbiera jako dowody uczucia, jest nietaktowna, głucha na 
uprzejme aluzje... Zupełnie brakuje jej empatii, umiejętności spojrzenia
 na pewne sprawy z perspektywy drugiego człowieka.
Ponieważ całą historię 
czytelnik poznaje właściwie tylko z punktu widzenia Annie, początkowo 
współczująco potakuje głową, słuchając jej opowieści o trudnym 
dzieciństwie, nieudanym związku... Po jakimś czasie jednak, pojawiają 
się drobne szczegóły, które każą czytającemu wątpić nie tylko w 
prawdomówność bohaterki, ale i w jej intencje. Pojawiają się zgrzyty, 
nagle okazuje się, że pewne rzeczy zostały przemilczane, ominięte, 
niedomówione... Zadziwionemu czytelnikowi ukazuje się nagle zupełnie 
inny obraz Annie – już nie osoby, której należy współczuć, ale 
bohaterki, której nie powinno się ufać, której można się obawiać...
Annie to niezwykle 
ciekawa postać – narratorka, która od początku narzuca czytelnikowi swój
 sposób widzenia, i która okazuje się do tego pełna tajemnic, kłamstw i 
przemocy. Inne postacie widzimy tylko z jej skrzywionej perspektywy, 
więc nie zawsze potrafimy od razu odkryć ich motywy... Swoją własną 
historię Annie opowiada we fragmentach, przeplatając narrację 
wspomnieniami z przeszłości, które stopniowo wyjaśniają czytelnikowi 
postępowanie Annie, jej motywy i bodźce.
Zastanawiam się jak 
opisać tę powieść, by pozostawić wszystkim przyjemność jej odkrywania, a
 jednocześnie zachęcić do lektury? „A Kind of Intimacy” wciąga, porusza,
 zastanawia, zaskakuje. Ashworth napisała nie tylko książkę mroczną, ale
 też i momentami dowcipną, pełną czarnego humoru. Gorzki to jednak 
humor, zmuszający do refleksji. Dlaczego z niektórych dzieci wyrastają 
nieprzystosowane społecznie jednostki? Gdzie w społeczeństwie dążącym do
 perfekcjonizmu i zuniformowania znajdzie się miejsce dla tych nieco 
odmiennych? Czy każdy z nas nosi w sobie potwora, który tylko czeka na 
to, by wyleźć na zewnątrz, jeśli tylko mu na to pozwolimy, czy może 
nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, brak odpowiednich wzorców, nasze 
dzieciństwo i przeżycia decydują o tym, kim jesteśmy?
Mam nadzieję, że „A Kind
 of Intimacy” zostanie przetłumaczona na polski – na pewno warto ją 
przeczytać. Polecam wszystkim debiutancką powieść Jenn Ashworth, a sama 
już ostrzę sobie zęby na jej drugą książkę, „Cold Light”. Mam nadzieję, 
że okaże się równie ciekawa...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz