niedziela, 10 lipca 2011

"A Kind of Intimacy" - Jenn Ashworth

Debiutancka powieść Jenn Ashworth, "A Kind of Intimacy" zdobyła nagrodę imienia Betty Trask, a sama autorka została wymieniona jako jedna z dziesięciu obiecujących debiutantów w programie, o którym pisałam tutaj. Muszę przyznać, że była to jedna z bardziej poruszających, niepokojących powieści, jakie ostatnio czytałam. W dodatku kiedy już niemal skończyłam ją czytać, książka mi zginęła. Musiałam wypożyczyć drugi egzemplarz z biblioteki, przeklinając, że nie mogę od razu kontynuować takiej wciągającej lektury.

Narratorką "A Kind of Intimacy" jest Annie, która właśnie wprowadziła się do nowego domu i próbuje ułożyć sobie życie na nowo. Annie jest samotna, otyła i obsesyjnie zainteresowana swoim najbliższym sąsiadem, Neilem. Wierzy, że pomiędzy nimi istnieje specjalna więź, że już niedługo ich znajomość przerodzi się w coś poważniejszego. Tymczasem Annie stara się poznać swój obiekt westchnień, dowiedzieć się o nim jak najwięcej, pozyskać jego względy. Co prawda Neil ma już dziewczynę, Lucy, a nawet z nią mieszka, ale nasza bohaterka jest przekonana, że gdy tylko poznają się lepiej, Lucy odejdzie w niepamięć. Póki co, Annie studiuje romanse i poradniki, które mają jej pomóc w osiągnięciu "pewnego rodzaju zażyłości" z jej wybrankiem...

Jenn Ashworth powołała do życia pełnokrwistą, ciekawą bohaterkę, która nie tylko potrafi zaskoczyć czytelnika, ale też zmusić go do myślenia – jak cienka granica dzieli żałosną, godną współczucia postać od okrutnej socjopatki? Czytelnik musi sam odpowiedzieć na to pytanie...

Annie jest naiwna, szokująco błędna w interpretacjach ludzkich działań i gestów, a do tego zupełnie nieprzystosowana społecznie. Nie potrafi się odnaleźć w zwykłych, codziennych sytuacjach – z rozmów z innymi ludźmi wyciąga zupełnie błędne wnioski, ignoruje oczywiste sygnały, a ponadto przypisuje słowom i czynom innych zbyt wielkie znacznie – uprzejmość i życzliwość odbiera jako dowody uczucia, jest nietaktowna, głucha na uprzejme aluzje... Zupełnie brakuje jej empatii, umiejętności spojrzenia na pewne sprawy z perspektywy drugiego człowieka.

Ponieważ całą historię czytelnik poznaje właściwie tylko z punktu widzenia Annie, początkowo współczująco potakuje głową, słuchając jej opowieści o trudnym dzieciństwie, nieudanym związku... Po jakimś czasie jednak, pojawiają się drobne szczegóły, które każą czytającemu wątpić nie tylko w prawdomówność bohaterki, ale i w jej intencje. Pojawiają się zgrzyty, nagle okazuje się, że pewne rzeczy zostały przemilczane, ominięte, niedomówione... Zadziwionemu czytelnikowi ukazuje się nagle zupełnie inny obraz Annie – już nie osoby, której należy współczuć, ale bohaterki, której nie powinno się ufać, której można się obawiać...

Annie to niezwykle ciekawa postać – narratorka, która od początku narzuca czytelnikowi swój sposób widzenia, i która okazuje się do tego pełna tajemnic, kłamstw i przemocy. Inne postacie widzimy tylko z jej skrzywionej perspektywy, więc nie zawsze potrafimy od razu odkryć ich motywy... Swoją własną historię Annie opowiada we fragmentach, przeplatając narrację wspomnieniami z przeszłości, które stopniowo wyjaśniają czytelnikowi postępowanie Annie, jej motywy i bodźce.

Zastanawiam się jak opisać tę powieść, by pozostawić wszystkim przyjemność jej odkrywania, a jednocześnie zachęcić do lektury? „A Kind of Intimacy” wciąga, porusza, zastanawia, zaskakuje. Ashworth napisała nie tylko książkę mroczną, ale też i momentami dowcipną, pełną czarnego humoru. Gorzki to jednak humor, zmuszający do refleksji. Dlaczego z niektórych dzieci wyrastają nieprzystosowane społecznie jednostki? Gdzie w społeczeństwie dążącym do perfekcjonizmu i zuniformowania znajdzie się miejsce dla tych nieco odmiennych? Czy każdy z nas nosi w sobie potwora, który tylko czeka na to, by wyleźć na zewnątrz, jeśli tylko mu na to pozwolimy, czy może nieszczęśliwe zbiegi okoliczności, brak odpowiednich wzorców, nasze dzieciństwo i przeżycia decydują o tym, kim jesteśmy?

Mam nadzieję, że „A Kind of Intimacy” zostanie przetłumaczona na polski – na pewno warto ją przeczytać. Polecam wszystkim debiutancką powieść Jenn Ashworth, a sama już ostrzę sobie zęby na jej drugą książkę, „Cold Light”. Mam nadzieję, że okaże się równie ciekawa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz